Wczoraj pożegnałam Górala😦. był z nami 5 miesięcy i 4 dni ... Nie jest łatwo mi o tym pisać ...
Mieszkał w mojej sypialni, przyzwyczaiłam się, że cichutko sobie w niej jest.
Codziennie widziałam jego mądre, spokojne spojrzenie, śliczne, malutkie uszka ... Marzyłam, że kiedyś da się po nich pogłaskać ... , że zaufa ... Jednak był dzikuskiem do końca ...
Sponiewierany życiem, ze skołtunionym futerkiem,z chorymi nerkami, od miesiąca z rozwijającym się nieoperacyjnym rakiem szczęki.
Gdyby nie my, nie miałby nawet tych 5 miesięcy.
Gdy przyjechał, nie jadł.
Zrobiliśmy mu zęby, trzymaliśmy nerkową dietę, dawaliśmy leki.
Nic więcej nie mogliśmy zrobić , wyniki krwi były za słabe na kroplówki ...
Miał u nas swoje okno na świat i plamę słoneczną na parapecie.
Myślę, myślę, że był szczęśliwy.
Trafił do nas na koniec swojego ziemskiego życia.
Trafił, żeby w cieple, spokoju umrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz