czwartek, 4 sierpnia 2016

Uciekając przed nieszczęśliwymi przypadkami ...

Ciekawe czy Wy też tak macie, że wolelibyście nie widzieć, nie słyszeć, nie czuć ...

Nie brać sobie na głowę kolejnego zwierzakowego nieszczęścia mając dom wypełniony po brzegi.

Nie widzieć, jak nie chciałam widzieć dzisiaj leżącego na ulicy gołąbka z którym ewidentnie coś było nie tak ...

Kusiło mnie, żeby odwrócić głowę, uważać, że ktoś inny powinien się tym zająć i pewnie zaraz nadjedzie i udzieli pomocy ...

Stanęłam, podniosłam z jezdni bezwładne, ale żywe ciałko, zapakowałam w kartonik i do rowerowej sakwy i pojechałam dalej ... ptaszek nie przeżył, ale choć wiem, że nie można było go uratować, a nie siedzę i zastanawiam się, czy naprawdę ktoś się zatrzymał i nie próbuję zapomnieć, że stchórzyłam, uciekłam z wygodnictwa i strachu przed ośmieszeniem, że na oczach innych pochylam się nad marnym, ptakowym życiem ...

Wczoraj na Koziej u lekarza weterynarii Macieja Szpaka, przede mną do gabinetu weszły małe dziewczynki z brudnym kociątkiem z zaropiałymi oczkami.

Maciek nie zamknął drzwi, poprosił mnie do gabinetu, pytał dzieci, czy będą kotka leczyć, czy jest ktoś, kto będzie kotka leczył, czy mogą wziąć go z podwórka do domu ... dzieci patrzyły po sobie ... nie ma nikogo takiego ...

Maciek tłumaczył, że w takim razie muszą znaleźć kogoś, kto zajmie się kociątkiem, zaadoptuje je ... dziewczynki patrzyły w podłogę..., widać było, że w małych główkach nie ma rozwiązania takiego problemu ...

Przez głowę przebiegły mi posiadane pod opieką kotki ... zaszczepione, a więc bezpieczne, miejsce na stworzenie izolatki, które mam a jednak przy takiej ilości podopiecznych wolałabym się nie angażować ... udawać, że to nie moja kolej na pomaganie ...

Patrzyłam na brudne, rozmruczane, ugniatające kociątko i myślałam o życiu, jakie je czeka jeśli zostanie tam, gdzie jest.

Życiu na podwórku, bez opieki weterynaryjnej, czekanie na czyjeś zainteresowanie, garść pokarmu ... nie życzę takiego życia żadnej przemiłej rozmruczanej koteczce, żadnemu kotkowi.

I stało się ... z braku transporterka zapakowałam maleństwo do sakwy rowerowej                     i popedałowałam do domu, modląc się, żeby nie zgubić kociątka po drodze.

Gnałam najszybciej jak się dało  ... 12 km :-)


W zooplusie kupujesz, Oli zwierzaki ratujesz

Zooplus wspiera moje zwierzaki

4 % od zakupu przez baner zooplusa umieszczony na blogu zostanie

przekazane na dt pręgowane i skrzydlate zooplus

4 komentarze:

  1. I tak dziewczynki zrobiły dobrą robotę zanosząc go do weterynarza, a Pani resztę :) Czy to przypadek czy tak miało być? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba tak miało być. Zazdroszczę ludziom,którzy obojętnie mijają nieszczęście i natychmiast o tym zapominają. Ciężko się żyje mając przed oczami i w pamięci obraz biedy i rozpaczy. Dobrze Panią rozumiem,Pani Olu!

    OdpowiedzUsuń
  3. I stalo sie bardzo dobrze, kicia zostala uratowana i ma swoj staly domek ku szczesciu obydwu stron. Dzisiaj szczesliwa ciagle odkrywa swiat nie tracac ochoty do zabawy. Ostatnie odkrycie kapiaca woda z kranu, glowe wsadza w miejsce gdzie spadaja kropelki nie czujac przez grube futro nastepnych spadajacych na glowe, dopiero po pewnym czasie z mruczeniem odskakuje jak poczuje wode na skorze.A po za tym mruczy, gada, ugniata, ulubione miejsce na kolanach. Ma swoj program TV ptaszki na drzewie przez okno, oglada krotko. I cale szczescie ze wyjscie na dwor ja nie interesuje. Urocza kicia. Pani Oli dziekujemy i pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Urocza, piękna i nie do zdarcia :-). Choć nie wiedziałam o tym biorąc ją pod moją opiekę :-)

    OdpowiedzUsuń