czwartek, 31 sierpnia 2017

Cdn Nadodrzański gołąb Mniszek :-)

23 sierpnia pisałam o gołębiu złapanym na jednym z wrocławskich dworców, dzięki uporowi i wrażliwości
młodej Wiktorii ... dziś mogę opisać dalszy ciąg tej historii, bo oto za nami operacja ...

Zszycie rozerwanej gołębiej głowy przez doktora Grzegorza Dziwaka we wrocławskiej Klinice SkVet ...

Teraz przed gołębiem Mniszkiem już tylko dobry czas :-) i szansa na dalsze dłuuuugie życie ...



środa, 30 sierpnia 2017

Drozd śpiewak , ten Który Poleciał

Coraz więcej wpływa do nas ptakowych zgłoszeń , więc dobrze, że mamy wolierkę, miejsce tuż PRZED … 
wypuszczeniem na wolność.

Odkarmiony od pisklaka według moich wskazówek przez Zgłaszającą drozd śpiewak, który miał być szpakiem :-)

Po miesiącu pod moją opieką a potem w fundacyjnej wolierze … 

POLECIAŁ :-)




 

środa, 23 sierpnia 2017

Wiktoria i jej gołąb :-)

Czasami prócz naszego zaangażowania potrzeba czegoś Więcej ...

Sami nie zdziałamy wiele, czasem nie zdziałamy nic, wtedy potrzeba, by choć na początku interwencję pociągnęli zgłaszający ... tak jak było w przypadku młodej Wiktorii, która w sobotę ściągnęła mnie na jeden z wrocławskich dworców.

Nie powiem, nie chciało mi się jechać, planowałam wolne popołudnie w domu, pracę w ogrodzie,  może jakiś film, ale jak mogę gdy odmówić, gdy chodzi o życie ...

Wtedy tylko oglądnęłam dworcowego gołębia zza krat.

Dołączając do listy rzeczy zaplanowanych do zrobienia na JUŻ zakup podbieraka do łapania ptaków i kotów ...

W poniedziałek Wiktoria pobiegła na dworzec kolejny raz, z samego rana, gdy ja dotarłam do pracy.

Wtedy kraty były już otwarte... załatwiła złapanie ptaka i bezpieczny kąt, gdzie mógł czekać na mój późnopopołudniowy powrót ...

Gdyby nie jej zaangażowanie i pomoc, wszystko byłoby dużo trudniejsze, może nawet niemożliwe, a tak jest z nami.

Dworcowy gołąb ze złamanym skrzydłem i poranioną głową.

Bezpieczny.

Choć przed nami może jakaś operacja, może jakiś wet, ogarniemy to...

Teraz już tak ...

niedziela, 20 sierpnia 2017

Gdy marzenia nie stają się faktem ...

tą burą Ślicznotkę utracilam :-(
Kolejnego tygodnia 07.08-13.08.2017 nie opiszę ... nie miałabym sił pisać dzień po dniu o tym, co straciłam ... , o marzeniach, które się nie spełniły, o interwencjach, które się nie udały, o chorobie, której nie widać na początku, a która zabiera wszystko...

Małe kocie marzenia i sny.

Panleukopenia, zobaczyłam ją dopiero około 22 wieczorem, 8 sierpnia, gdy po całodziennym lataniu wróciłam w końcu do domu.
burasek, najbardziej rozmruczany i najbardziej chory, odszedł :-(

W tym dniu po pracy odbierałam srokę z Uniwersytetu Przyrodniczego, kota Lolka z domu tymczasowego,
który zrezygnował i dlatego byłam dopiero tak późno w domu.

Gdy weszłam do kociego pokoju, pierwsze, co zobaczyłam, to, martwą srokę przekazana mi w piątek 4 sierpnia przez Miłozwierza ... którą zaczynałam już się cieszyć widząc, że jest lepiej ...

Potem zobaczyłam więcej, że z przywiezionym 1 sierpnia kotkiem z Maślic jest źle, tak żle, że przelewa się
przez ręce.

Przypomniały mi się słowa Pani, która łapała ze mną te kotki, że oto było ich 8, wczoraj 5, a dzisiaj tylko 4 ..., wtedy myślałam, że to koci katar zbiera takie żniwo ... teraz już wiedziałam, że nie ...

Nie miałam wątpliwości ... panleukopenia ... na którą nie ma, gdy się objawi właściwie żadnego lekarstwa, ... ocalają nieliczni ... może 5 %, może 10 %.

Z całą czwórkę Maślickich kociąt pojechałam do kliniki, nie patrząc na późną godzinę, za którą kasują 150 pln za wejście, na to, że jutro o 5.30 będzie pora wstać ...
tym karmimy chore brzuszki ...

Najmniejszy Burasek nie wrócił już z nami do domu :-(  ... musiałam pozwolić mu odejść, zabezpieczając resztę kotków tak, jak się dało, planując skoro świt rozpocząć zbiórkę kociej surowicy od ozdrowieńców, żeby zaaplikować ją reszcie, która nie
miała objawów.

o Niego walczymy
Gdy po 2 wpełzłam do łóżka nie mogłam już zasnąć.

Choć miałam wrażenie, że to wszystko jest snem.

Pod powiekami widziałam mordkę, którą już utraciłam, słyszałam mruczenie, którego już nie usłyszę, a o 6 rano zobaczyłam pierwsze objawy choroby o kolejnego kotka - kotki w typie Main Coon, o którą byłam pewna, będą biły się przyszłe domy ...

Nie poszłam do pracy, biorąc z nielicznym pozostałych mi dni urlopowych urlop na żądanie, szukając pomocy, organizując zbiórkę kociej surowicy ....

Zbiórkę, na którą nie wiedziałam, czy odpowie ktokolwiek, wiedząc, że surowica jest jedynym ratunkiem dla mojej trójki kociąt.

I dzięki Wielkiej pomocy Fundacji Ochrony Przyrody z Wrocławia o 14 miałam już pierwszą porcję surowicy do podania ... udało się ... choć dwa dni później długowłosą, burą Ślicznotkę utraciłam wspominając słowa jednego z weterynarzy, że, gdy pojawiają się objawy jest już na wszystko ... za późno ...
najmniejsza, bardzo nieszczęśliwa w klatce o nią walczymy

Razem z dwoma pozostałymi kotkami z Maślic, zabezpieczonymi surowicą, Zylexis odliczamy dni ... 15 dnia od podania surowicy mamy szczepienie jeśli nie objawi się nic ... i szansę, że zdarzył się cud ....

Co potem ... odkażanie całego domu przerwa w przyjmowaniu kolejnych kocich podopiecznych, zbieranie sił na następny kociakowy sezon ... aż do czasu, gdy mam nadzieję nadejdzie dzień, gdy pomoc mojej fundacji przestanie być potrzebna ...

W zooplusie kupujesz fundacyjne kotki ratujesz, zakupy przez banerek zooplusa znajdujący się na blogu fundacji to ogromna pomoc dla naszych podopiecznych.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Taki Młyn, czyli tydzień Pręgowany



żarłacz

Wiecie co … nie wyrabiam z wpisami na blog, … , zawsze obiecuję sobie, że wieczorem coś napiszę, a potem … padam jak kawka i nie jest to żadną przesadą.
Postanowiłam więc zrobić zamiast 7 wpisów dzień po dniu jeden. 
Żebyście zobaczyli jak to u nas taki Pręgowany tydzień wygląda …

Poniedziałek 31.07.2017

Po porannym budziku koło 7, bo dziś mam urlop zaczynam ogarnianie inwentarza, karmienie kotów , ptaków … zaraz, zaraz ile ich właściwie na moim domu tymczasowym jest ?
3 małe dzikuski z Oleśniczki, Mela2, Łatek, Śliczna, Dzikusek i Dzikuska, Plamka, Rudi, Biała Furia, Mona, moja prywatna Tosia  .. . to chyba tyle do tego szpak, kwiczoł, gołąb Żarłacz, któremu podrzucam też Wit. B i antybiotyk,  potrącony gołąb od Agnieszki i jeszcze 5 innych, co to dobrze się mają, ale już nie polecą.

I to by było na tyle, … chyba...

Sprzątam kuwetki, klateczki, zbieram się i lecę dać auto do naprawy, przy okazji zagaduję, czy może i tutaj mogłabym postawić Fundacyjną puszeczkę na zbiórkę publiczną i JEST ZGODA!
nasze zbiórkowe puszki

Produkuję więc zbiórkowe puszki, myję zgromadzone do mycia kuwetki, klatki, odpisuję na emaile i pytania na fb , m.in. umawiam się na odbiór  karmy w okolicy Bielan i właściwie już pora na obiad.

Jeszcze próbuję znaleźć weterynarza, który zobaczyłby się z Żarłaczem, ale ciężko z tym … są przecież …wakacje …

Potem jadę po męża, który dziś wychodzi ze szpitala i gnamy do Ikei, bo oto ostatni dzień kuchennej promocji … czekamy, w międzyczasie debatuję jeszcze o kotach z Beatą ze Ścinawy, a  gdy o 21.30
wychodzimy w końcu ze sklepu nie dojeżdżam w umówione miejsce po karmę.

Za późno i nie ma czemu się dziwić …

Wtorek 01.08.2017

Wstaję 5:30, bo o 7:00 wychodzę już do pracy. 

Fundacja to przecież nie praca, to hobby, pasja, zajęty na maksa czas i może czasem satysfakcja i niesamowici spotykani przy okazji ludzie …

Po pracy, kieruję się na Kozanów, bo tutaj czeka na mnie kuwetka od Magdy, przy okazji odkrywam kolejny punkt – Happy Ciuszek, Kozanowska 89, gdzie stanie nasza PUSZKA !
z braku auta kotki wozimy tak :-)

Gdy ok. 18 dojeżdżam do domu nie chce mi się nic … a oto Maciej Szpak, weterynarz z Koziej na Maślicach czeka … mamy łapać maleńkie kotki na pobliskich działkach i nie chce słyszeć o żadnym przenoszeniu spotkania … ruszam ok. 18.30, wiedząc, że już nie będę na czas … rowerem … auto przecież pożyczyłam, a z 15 kilometrów przede mną ...

Na miejscu okazuje się, że Maciek dopiero zamyka gabinet. Zbieramy się i jedziemy na pobliskie działki … cztery małe i jak się okazuje chore kotki czekają …

Bez problemu dają się złapać i upchnąć w transporterku, który mocuję na rowerze … powoli zapada mrok … chyba po 20.30 już mamy.

Gdy jadę mostem Milenijnym  w stronę domu jest już kompletna ciemność. 

Może i dobrze, przynajmniej nikt nie widzi i nie interesuje się, co wiozę na bagażniku …

W domu szykuję nowym przybyszom klatkę, kuwetkę, miseczki, podaję antybiotyk i przecieram oczka.

Potem ogarniam resztę, odpalam komp. i koło północy wczołguję się do łóżka … z sercem pewnym, że dobrze, że nie odłożyłam maślickiej interwencji  na kiedyś tam …

Środa 02.08.2017

Rano startuję 5:30, po pracy umówiona jestem z Wiolą, należy mi się, zwierzaki muszą poczekać.

Tylko przechwytuje mnie po drodze Pani Edyta z superkarmą dla kociąt i po drodze do Wioli wdeptuję do domu, żeby ogarnąć to i owo nim polecę na wolność, aż do wieczora.

Czwartek 03.08.2017

Mała z Maślic
Start 5:30, potem praca .
A wieczorem kotki z Maślic zobaczyły drugi raz weterynarza. 
Trójka ładnie się leczy z kichania i kataru (WTEDY MYŚLAŁAM, ŻE MAJĄ KOCI KATAR ... NIE
jeszcze szczęśliwe i ruchliwe 4 z Maślic
PRZYPUSZCZAŁAM NAJGORSZEGO .... ) , tylko maleńka kruszynka ciągle ma rozwolnienie (kupa nie pachniała kwiatami i nie brałam ją za pp) i dzisiaj i jutro zostajemy na kroplówkę, bo jest lekko odwodniona.

Małe mruczą rozkosznie i garną się całymi sobą do człowieka.

Oczywiście do i z weterynarza poruszamy się rowerem :-).

Wieczorem ugaduję jeszcze z Kasią i Pauliną, bo mają dla mnie nowe miejsca na PUSZKI , a potem zamieszczam w necie ogłoszenie, bo oto nasz fundacyjny kot, Lolek zaginął na Biskupinie, gdzie był w domu tymczasowym.

Piątek 04.08.2017

Start 5:30, potem praca, po niej jadę podlać kwiatki do mamy przy okazji zostawiając puszkę w Zoolandii na Jedności Narodowej, potem planuję jechać wybierać meble do łazienki … ale ... nie docieram do celu.

Miłozwierzowa sroka
Gdy ruszam z Zoolandii dzwoni Magda z Miłozwierza na Biskupinie, że oto ktoś zostawił jej w sklepie podlota sroki i ona nie wie, co właściwie ma z nim zrobić … debatujemy, daję mądre rady, nie postanawiamy nic, aż do momentu, gdy dociera do mnie, że oto wystarczy, żebym skręciła na mijane właśnie wały wzdłuż Odry, a za 20-25 minut powinnam być w Miłozwierzu.

I jestem, odbieram pisklę sroki i pędzę do domu, bo dzisiaj z maleńką burą koteczką czeka mnie przecież jeszcze kroplówka i wet. 

Do 19.30 muszę tam zdążyć.

W międzyczasie odbieram jeszcze sms-a, że oto Lolek się znalazł a wieczorem sama sms-owo umawiam się z Gosią na nasz sobotni wypad do Polanicy Zdrój.

Nie mam siły dzwonić i ona chyba to rozumie.  Nogi bolą mnie od przejechanych dzisiaj rowerowych kilometrów.

Przed zaśnięciem przypominam sobie, że miałam oddzwonić na numer koleżanki opiekującej się kotami Beaty ze Ścinawy, ale oczywiście, nie wiem nawet, który to z pozostawionych na komórce numerów …
 
Sobota 05.08.2017

11.30 ruszamy z Gosią do Polanicy. Rano zdążyłam ogarnąć cały zwierzyniec. Teraz mam wolne :-).

Tylko Pani Maria melduje mi , co u zaniedbanego psa, na którego mamy oko.

A po powrocie koło 22:00 zbieram z mijanego trawnika kolejnego podopiecznego, gołębia z łapkami oblepionymi nie wiadomo czym.  Miał szczęście, że akurat przejeżdżałam … rowerem :-) .

I nawet, gdy znajduję mu miejscówkę i czyszczę łapki, dalej nie wiem, czy ktoś skrzywdził go w ten sposób, czy sam oblepił się kulkami uniemożliwiającymi jakikolwiek ruch.

Zasypiam po 24 snem twardym jak kamień.

Niedziela 06.08.2017

Rano odzyskuję auto, więc po ogarnięciu wszystkiego ludzkiego i zwierzakowego  (jest koło godziny 13:00) zawożę trzy kociaki z Oleśniczki razem z klatką bytową do domu tymczasowego, który w końcu powrócił z wakacji.

Robi się u mnie przestronnie :-).

Produkuję nowe puszeczki na zbiórkę publiczną, przy ostatniej zastanawiając się, czemu nie poprosiłam o to Pani Marii w której wykonaniu puszki prezentowałyby się o niebo lepiej, bo moje naklejki albo robią się nierówno, albo z zadziorami i koło 21 melduję się z nimi  u mieszkającej z 15 km ode mnie Gosi z Zza moich drzwi.

Bierze ode mnie trzy puszeczki i czwartą dla Miłozwierza. 

Wracam wałami późnowieczornym Wrocławiem i nie wiem kiedy minął WOLNY WEEKEND.




poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Puma, pierwsza kicia wyadoptowana

O tej czwórce już było.

Jak tylko przyjechała ... i cóż nawet w tak powolnym życiu jak moje coś posuwa się do przodu ...

Pierwsza kicia wyadoptowana !!!!

Wpierw wszystkie kotki zostały odrobaczone, przebadane na FiV, FelV, zaszczepione i oto najmniejsza, czarna kruszynka, bez ogłoszeń, bo tylko dzięki poleceniu Ali znalazła dom.

I to dom z zabezpieczonymi oknami, drugim kotkiem i zwierzakolubną rodziną ... więc czego chcieć więcej.

Na pożegnanie maleńka wystraszyła się tak bardzo, że pogryzła i podrapała mnie mocno,  tak, że zalałam krwią pół podłogi, ale za to w nowym domu leży już na kolankach, mruczy i wygląda na to, że jej  po prostu dobrze :-).

Bo czasem takie malutkie, przestraszone, płochliwe kotki nie potrzebują wiele.

Tylko kogoś, kto da im serce i czas :-)

A oto Puma :-)