grajek Perth |
Rano
pakujemy się i ruszamy na nasz ostatni rowerowy dzień.
Zahaczamy
o centrum Perth, gdzie odkrywam całą masę sklepów charytatywnych.
Miasto,
w porównaniu z już widzianymi wygląda
dość skromnie.
Na
głównej ulicy ktoś pięknie gra.
Wrzucam
trochę drobnych do nadstawionego kapelusza pomna na słowa Magdy R. , że jej
Krzyś zawsze wrzuca grajkom, bo mówi, że to też jest praca.
dworzec Perth |
Pijemy
kawę i kierujemy się w stronę dworca. Jeszcze kilka chwil na ławce w parku.
A potem już dworzec. Mamy
bilety na pociąg do Glasgow.
Gdy
nadjeżdża biegamy kilkakrotnie wzdłuż kilku wagonów nie mogąc znaleźć tego z
miejscem na rowery.
Nic
nie zgadza się z numerkami, które mamy na biletach, potem zresztą okazuje się,
że nasze miejsca siedzące są w zupełnie innym wagonie , niż ten, w którym
zostawiamy rowery.
Zaczynam
myśleć, że oto nie uda nam się wsiąść i zostaniemy w Perth , bez nadziei
zdążenia na samolot do domu.
![]() |
jestem w pociągu :-) |
Ale
oto staje się cud, nie pamiętam jak, ale jakoś nagle znajdujemy miejsce na
rower i kierownik pociągu
pozwala nam umieścić na nim wszystkie nasze pojazdy,
mimo, iż na ten pociąg mamy wykupione tylko 2 miejsca a Krzysiek miał jechać
następnym pociągiem.
Wreszcie
możemy odsapnąć. Przed nami godzina jazdy do Glasgow.
Docieramy
tam w oka mgnieniu J.
a więc Glasgow |
rowerkowy bilet :-) |
droga rowerowa Glasgow :-) |
Z
dworca kierujemy się przez centrum miasta na lotnisko.
Droga
rowerowa biegnie przez kilka kilometrów wzdłuż rzeki, którą w końcu przekraczamy
i po pewnym czasie orientuję się, że jedziemy parkami i ulicami, które
widziałam pierwszego dnia.
Tym
razem oglądamy je bez obłędnego pierwszodniowego tempa.
A może tylko mi jedzie
się lepiej ?
i już lotnisko Glasgow |
Na
lotnisku składamy bagaże, rozbieramy rowery i pakujemy do kartonów
zorganizowanych przez Pana z przechowalni bagażu, którego poprosiliśmy o taką
pomoc już dwa tygodnie temu a następnie do naszych rowerowych toreb.
I oto okazuje się, że całe nasze dwutygodniowe życie to tylko sześć toreb ( po 2
torby na głowę ).
Gdy
zostaję w moim pokoiku sama zaczynam się bać, czy rano wstanę, czy na pewno
polecę.
Umawiam się z Krzyśkiem, że rano wyśle mi smsa czy na pewno wstałam, a jeśli nie będzie odpowiedzi przyjdzie i sprawdzi co ze mną.
Chłopcy uważają, że panikuję :-), ale dobrze im tak mówić, ich jest dwóch a ja tylko jedna.
Ten ostatni dzień był wyjątkowo stresujący. Pierwszy raz pociąg. Potem podróż przez wielkie miasto na lotnisko (o wiele trudniej nawiguje się w miastach, gdzie liczba dróg, którymi można pobłądzić jest nieporównywalnie większa niż na trasie), a w końcu pakowanie rowerów i poszukiwanie hotelu z użyciem środka transportu publicznego (bus). Do hotelu dotarliśmy ok 21 chyba. Wyczerpani.
OdpowiedzUsuńTak to jakoś pamiętam :)