Wiem, wiem, wiem wielokrotnie marudziłam, że wcześnie zaczynam pracę, ale dziś pomyślałam, że jeśli rano daję radę napełnić miseczki, opróżnić kuwetki, nalać wodę, podać leki, sypnąć ziarna, wyjść z psem a nawet, jak dzisiaj podjechać na pobliskie działki sprawdzić czy nic nie złapało się do nastawionej poprzedniego wieczoru klatki łapki a do tego wypić kawę, zapakować śniadanie, umyć głowę i zęby, ubrać się i popedałować 8 kilometrów do urzędu, gdzie pracuję, to może nie jest aż tak źle ?
A oto efekt z rana odebrane o 6 rano z działek - bure kociątko
i efekt wieczora, odebrane o 21 kolejne dwa kociaki,
buro biała wg mnie dziewczynka
i rudzielec wg mnie chłopak
ale sprawdzać, nie sprawdzałam, wolę zachować całe ręce :-).
Tym sposobem akcję Sułowska uznaję za zakończoną, pić nie piję, ale chyba mogę spróbować podarowanej mi przez tamtejszą karmicielkę i działkowiczkę aroniówki ?
Brawo !!!
OdpowiedzUsuńAnia
Dzielnaś😊
OdpowiedzUsuńJakie urocze bobaski :))
OdpowiedzUsuń