niedziela, 18 października 2015

Trzebnica czyli beztroska wędrówka po świecie ...

tym razem grupa 20
Nie wiem co wy robiliście wczoraj. 

Ja jak od wielu lat w sobotę przypadającą w okolicy 15 października przygotowałam kilka kanapek, batoniki i herbatę w  termosie, zapakowałam nieprzemakalne ciuchy , włożyłam wygodne buty, zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam na wędrówkę.

Poszłam, jak od wielu lat na pielgrzymkę do Trzebnicy.

pielgrzymi
Który to już raz na pielgrzymce ? 20? 25 ? 

Kiedyś straciłam rachubę.

Uwielbiam pielgrzymować i nie chodzi tutaj tylko o religijny wymiar.






Chodzi też o to, co jest prócz tego, zapach pól, krajobrazy mijane po drodze, czas dla siebie, jakaś pokora, gdy z prędkością mniejszą niż zazwyczaj pokonuję kolejne kilometry.

Chciałabym kiedyś wyruszyć na dłuższą drogę. 

Marzy mi się Santiago de Compostela. 

Póki co nie znalazłam towarzysza do takiej wędrówki, a nie mam też tyle odwagi, by samej wyruszyć.

Do Trzebnicy poszłam oczywiście, jak co roku z Wiola.

Moją kolejną przyjaciółka przez duże P.

Czasami towarzyszą nam inne osoby, brat Wioli, jakaś koleżanka, córka, ale trzon pozostaje zawsze ten sam.  

Wiola i ja. 


postój pod mostem i oczywiście chwila na neta

Jej optymizm i trzeźwe spojrzenie na wiele spraw stanowi wspaniałe przeciwieństwo dla mojej nostalgicznej a jednocześnie postrzelonej natury. 

Podczas gdy ja komplikuję wiele spraw, kombinuję czy nie można inaczej i próbuję dostrzec o co w tym wszystkim chodzi, Wiola nie miewa wahań nastrojów, widzi rzeczy jasno i bez wątpliwości oddziela realia od wyobrażeń, a czasami potrafi wspaniale wytłumaczyć mi rzeczywistość i sprawić, że nabieram dystansu do wielu spraw.



Jej energia sprawia, że wydaje się góry przenosić. 

Wiola nigdy nie jest senna, zmęczona, nigdy się źle nie czuje, zawsze jest wspaniale przygotowana na czas i zorganizowana. 

pod drodze, Wioli czerwona kurtka w kadrze :-)


Mimo, że prowadzi ogromny dom i ma rodzinę.

Jest moją przyjaciółką, na której mogę polegać. 

Nigdy mnie nie zawiodła. 
Od jakiś 27 lat.

Pielgrzymka to nasz dzień w roku. 
Gdy przystajemy w codziennej gonitwie i mamy cały dzień na to, by go razem spędzić.

Jak zwykle po powrocie do domu czuję niedosyt, myślę, czy może za rok nie wyruszyć choć do Częstochowy. 

Tak, jak byłam dwukrotnie.

Ale potem rok mija i znów okazuje się, że zostaje mi tylko Trzebnica. 

Choć i aż tyle.

Od pewnego czasu wędrując czuję mijające lata. 
Droga nie jest już tak łatwa jak kiedyś.
Czasami boli kręgosłup, biodra, kolana. Ale nie chcę zrezygnować. 

Z mojej beztroskiej wędrówki po świecie.


po drodze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz