nim jednak nadeszły wpierw było robienie prezentów
metodą decupage, której nauczyła mnie moja mama,
potem była choinka, którą w okamgnieniu przewróciły maleńkie
( byłe) kocie katary i gdy ponownie stanęła Puszkin i tak nie chciał dać za wygraną ....
wykorzystując każdy moment nieuwagi
w czym sekundowały mu Mała Mi
i (były) koci katar zwany Nikitą
w efekcie na choince zawisły tylko drewniane ozdoby i jabłuszka po mojej babci oraz słomiane plecionki dla których od lat nie mogłam znaleźć zastosowania
no i z tego wszystkiego zapomniałam, że mamy świątecznego gościa :-)
Misiek przybył do nas na tydzień, udawał chojraka, póki nie
ofukał go (były) koci katar tj. Nicpoń i teraz siedzi cichutko
i udaje, że wcale a wcale go nie ma ....