niedziela, 4 października 2015

Fourteenth day, 30 lipca 2015 Noah’s Ark Camping Perth – Glasgow

grajek Perth
Rano pakujemy się i ruszamy na nasz ostatni rowerowy dzień.

Zahaczamy o centrum Perth, gdzie odkrywam całą masę sklepów charytatywnych.

Miasto, w  porównaniu z już widzianymi wygląda dość skromnie.

Na głównej ulicy ktoś pięknie gra.

Wrzucam trochę drobnych do nadstawionego kapelusza pomna na słowa Magdy R. , że jej Krzyś zawsze wrzuca grajkom, bo mówi, że to też jest praca.

dworzec Perth
Pijemy kawę i kierujemy się w stronę dworca. Jeszcze kilka chwil na ławce w parku.

A potem już dworzec. Mamy bilety na pociąg do Glasgow.

Gdy nadjeżdża biegamy kilkakrotnie wzdłuż kilku wagonów nie mogąc znaleźć tego z miejscem na rowery.
 
dworzec Perth



Nic nie zgadza się z numerkami, które mamy na biletach, potem zresztą okazuje się, że nasze miejsca siedzące są w zupełnie innym wagonie , niż ten, w którym zostawiamy rowery.

Zaczynam myśleć, że oto nie uda nam się wsiąść i zostaniemy w Perth , bez nadziei zdążenia na samolot do domu.




jestem w pociągu :-)
Ale oto staje się cud, nie pamiętam jak, ale jakoś nagle znajdujemy miejsce na rower i kierownik pociągu
pozwala nam umieścić na nim wszystkie nasze pojazdy, mimo, iż na ten pociąg mamy wykupione tylko 2 miejsca a Krzysiek miał jechać następnym pociągiem.

Wreszcie możemy odsapnąć. Przed nami godzina jazdy do Glasgow.

Docieramy tam w oka mgnieniu J.

a więc Glasgow

rowerkowy bilet :-) 
droga rowerowa Glasgow :-)
Z dworca kierujemy się przez centrum miasta na lotnisko.

Droga rowerowa biegnie przez kilka kilometrów wzdłuż rzeki, którą w końcu przekraczamy i po pewnym czasie orientuję się, że jedziemy parkami i ulicami, które widziałam pierwszego dnia.

Tym razem oglądamy je bez obłędnego pierwszodniowego tempa.

A może tylko mi jedzie się lepiej ?

i już lotnisko Glasgow 


Na lotnisku składamy bagaże, rozbieramy rowery i pakujemy do kartonów zorganizowanych przez Pana z przechowalni bagażu, którego poprosiliśmy o taką pomoc już dwa tygodnie temu a następnie do naszych rowerowych toreb.

I oto okazuje się, że całe nasze dwutygodniowe życie to tylko sześć toreb ( po 2 torby na głowę ).

673 km Szkocji za nami.


Bagaże zostawiamy w przechowalni i jedziemy do hotelu, gdzie mamy spędzić ostatnią szkocką noc.

Gdy zostaję w moim pokoiku sama zaczynam się bać, czy rano wstanę, czy na pewno polecę.

Umawiam się z Krzyśkiem, że rano wyśle mi smsa czy na pewno wstałam, a jeśli nie będzie odpowiedzi przyjdzie i sprawdzi co ze mną. 
Chłopcy uważają, że panikuję :-), ale dobrze im tak mówić, ich jest dwóch a ja tylko jedna. 

1 komentarz:

  1. Ten ostatni dzień był wyjątkowo stresujący. Pierwszy raz pociąg. Potem podróż przez wielkie miasto na lotnisko (o wiele trudniej nawiguje się w miastach, gdzie liczba dróg, którymi można pobłądzić jest nieporównywalnie większa niż na trasie), a w końcu pakowanie rowerów i poszukiwanie hotelu z użyciem środka transportu publicznego (bus). Do hotelu dotarliśmy ok 21 chyba. Wyczerpani.
    Tak to jakoś pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń