Wczoraj zastanawiałam się, co zrobię, jeśli złapana w środę wieczorem koteczka nie będzie jeść.
Obmyślałam do którego weterynarza zdołam podjechać w zbliżającym się właśnie weekendzie.
Kicia odmawiała jedzenia przez cały czwartek siedząc w rogu klatki bytowej, do której ją schowałam.
W piątek popołudniu okazało się, że miseczki są dalej nieruszone a kotka tkwi ciągle w tej samej pozycji ....
Postanowiłam działać.
U weterynarz - pani Asi kupiłam tabletki uspakajające na bazie waleriany, dzięki temu oszczędziłam sporo pieniędzy, jako, że gabinet nie miał do sprzedaży popularnego obecnie Feliway.
Potem przeniosłam koteczkę do jedynego zamykanego i wolnego pomieszczenia w moim domu, maleńkiej łazienki.
Kotka wczołgała się od razu pod szafkę i dalej udawała, że jej nie ma.
Ale nie dałam się zwieść.
Położyłam się obok na podłodze i zaczęłam głaskanie z ręką wsuniętą pod szafkę.
Kicia zaczęła mruczeć i przesuwać się po podłodze coraz bliżej, coraz bliżej wolnej przestrzeni i po pewnym czasie spod szafy wyszedł kawałek główki, ale gdy przestałam głaskać znów schowała się cała pod mebel.
Więc tak leżałyśmy kicia pod szafką ja na podłodze koło szafki i kontynuowaliśmy głaskanie.
Po godzinie głaskania spod szafki wyszły główka , przednie łapki, i nagle okazało się, że mam przed sobą koteczkę w całej okazałości.
Głaskana cały czas zbliżyła się do miseczki z tuńczykiem i zaczęła jeść.
A na koniec powiedziała mi jeszcze, że ma na imię Bianka :-) ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz