Dziś o 7 rano z zamyślenia wyrwał mnie telefon Ani :
- Ola, Ola mam dla Ciebie małego ptaszka.
Jest bardzo żwawy. Przyniosę Ci go w koszyczku.
Na nic zdały się tłumaczenia, że podejdę z pudełeczkiem. Ptaszek przybędzie do mnie w koszyczku i tyle, bo przecież tak spokojnie w nim siedzi.
Spotkałyśmy się na polach w połowie drogi między nami, pieski wesoło hasały a Ania pokazywała mi zawartość wielkanocnego koszyczka.
Zerknęłam i nie wiedziałam, co to może być .... ale dobrze zgodziłam się przyjąć potrzebującego.
I tak szłyśmy do mnie, gdy nagle zafurgotało coś i ptaszek z koszyczka pofrunął na pobliskie drzewo.
I z niego już nie dał się ściągnąć, wskakując na coraz to wyższą gałązkę.
Więc jednak pomysł z koszyczkiem okazał się genialny, gdyż nie zamknęłam u siebie w domu ptaszka, który jak widać gdy oprzytomniał, być może po zderzeniu z szybą pomocy już nie potrzebował.
Cokolwiek to było. A może ktoś wie ?
to dzwoniec?
OdpowiedzUsuńchyba nie :-(, dzwońce mają krótsze dziobki, ten miał długi i cienki dziób ... muszę popatrzeć w książkach :-)
OdpowiedzUsuń