Wczoraj miałam załatwić praktyki weterynaryjne, potem wpaść do schroniska a potem pojechać do domu i w spokoju wypić lampkę wina od Ani oglądając któryś z nieoglądniętych od dwóch tygodni filmów z fonoteki.
Miałam, ale za sprawą Wioli stało się inaczej.
I nie żałuję :-), bo znalazłam się na zupełnie innej imprezie.
Gdy wracałam do domu Wiola zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w Centrum, w którym została po pracy i gdzie chciała poczekać na noc konfesjonałów zaczynającą się o godzinie 20.
I ja zamiast kolejny raz odkładać nasze spotkanie, zasłaniając się brakiem czasu, sił, innymi planami zdecydowałam się pojechać.
W efekcie wylądowałam razem z nią o 19.40 w nastrojowej katedrze razem z nią czekając na spowiedź.
Ustawiłyśmy się jako pierwsze pod nieoświetlonym konfesjonałem, zakładając, że po 20 i do niego ktoś przyjdzie.
Po 20 za nami zaczęła się formować kolejka z osób wierzących w nasze przeczucia a po chwili okazało się, że miałyśmy rację :-)
Kiedyś niemal codziennie byłam w tych okolicach.
Teraz nie bywam wcale, a przecież wiąże się z nimi tyle wspomnień, emocji, dawnych marzeń i ideałów.
Niemal całe liceum uczyłam się rysunku w studium na pl. Solnym i wracałam codziennie z zajęć wieczorem Ostrowem Tumskim, snując marzenia o życiu, które będę prowadzić KIEDYŚ, nierealne rozmowy w myślach z bliskimi mi osobami, układając listy do przyjaciół, czy też w spokoju myśląc o tym, co działo się w danym dniu, czy co czeka mnie jutro.
Lubiłam te niespieszne powroty, tak, jak lubię teraz chwile, gdy mam poprostu CZAS.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz