sobota, 1 sierpnia 2015

First day, 17 lipca 2015 lotnisko Glasgow-Carstairs Newhouse Caravan&Camping Park

Pierwszy dzień. Szkocja wita nas bliżej nieokreśloną pogodą i plakatem Welcome to Scotland.

Po skręceniu rowerów ruszamy w stronę Carstairs mając w głowie katastroficzne wizje Roberta odnośnie pogody na pierwsze dni naszej wyprawy, ma lać, ma wiać i ma być zimno.

Na szczęście mój rower nie ucierpiał w transporcie lotniczym, za to kask pękł i chłopcy patrząc jak podklejam go taśmą klejącą śmieją się, że będą opowiadać spotkanym osobom, o tym, jak ich koleżanka uderzyła kaskiem w drzewo.

Jadę za nimi próbując trzymać tempo, ale, gdyby nie stawali co jakiś czas, żeby ustalić trasę przy pomocy gps, zostałabym daleko z tyłu.

Przeklinam 20 kg zapakowanych na bagażniku sakw, zabrane w podróż książki, ciepłą kurtkę i dwie pary półbutów.

Ciągłe podjazdy i zjazdy zdają się nie mieć końca. 
Wiem, że mamy do przejechania ok.56 km ale już po 20 km mam dosyć i zastanawiam się, jak mogłam dać się namówić na taką wyprawę.

Niby codziennie jeżdżę rowerem, a teraz nie daję rady i nie wiem, czy to kwestia ciężkich sakw, dystansu czy tempa.

Po drodze mijamy wiele pięknych rezydencji zamieszkałych i takich na sprzedaż i jest to dla mnie szansa, by złapać trochę oddechu.

Zachwycają mnie stare herby i detale architektoniczne.


Gdy już padam i próbuję dogonić niedoścignione nagle skręcamy w lewo i w dół tuż za tabliczką Newhouse Caravan&Camping Park.

Jest może godzina 19, ale Pani na recepcji ma na sobie szlafrok.
Za nocleg płacimy po 10 funtów od osoby.

Na terenie campingu nie ma sklepiku czy baru.
Gdy rozkładamy namioty na ogromnym podmokłym placu namiotowym zaczyna padać i nim zainstaluję tropik mam cały namiot mokry w środku.

Krzysiek przychodzi z lustracji łazienek twierdząc, że są ok., tylko pod prysznicem chodził ktoś w butach.

Gdy idę do damskiej łazienki, jedynego ciepłego miejsca na campingu stwierdzam, że tam też spacerował ktoś w butach i zaczynam żałować, że do bagażu zapakowałam parę klapek pod prysznic, jeśli tutaj panują zupełnie odrębne zwyczaje.

W ubraniu wślizguję się w śpiwór słuchając szumu wiatru na zewnątrz.

W nocy budzi mnie wiatr i deszcz. Zastanawiam się, czy odpowiednio mocno wbiłam śledzie, żeby namiot przetrwał do rana.

Śpię w śpiworze, który miał być komfortowy do temp. + 5 C, we wszystkich ciuchach, bluzie, dżinsach, kurtce, ciepłych skarpetach, ale i tak, gdy budzę się rano nie mogę powiedzieć, że jest mi gorąco …. cdn .. 

5 komentarzy:

  1. Fajnie, że to opisujesz. Jestem bardzo ciekawa jak to wyglądało Twoim okiem.
    Podziwiam, że dałaś radę! Wow!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tam zaraz zimno ;-) Pogode rzeczywiscie mieliscie nienajlepsza, zreszta na zachodzie Szkocji zawsze pada. Zdziwil mnie braz sklepiku na polu namiotowym, na ogol sa, jesli nie typowe sklepiki to takie malenkie punkty sprzedazy przy recepcji. Rzeczywiscie, tutaj sie nie uzywa klapkow pod prysznicem, ale w butach sie tez prysznica nie bierze :-) Czekam na ciag dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za sympatyczne określenie "chłopcy" :)
    Nie dodałaś, że po drodze pierwszego dnia też porządnie lało i wiało (z przewagą - w plecy).
    Nie rozpamiętujmy pierwszych rozterek. Wszak prawdziwą rowerzystkę poznaje się po tym, jak kończy, a nie, jak zaczyna.
    Czekam więc na rozwój opowieści ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam napisać także, że już w pierwszy dzień zgubiłam mój zakupiony w Lidlu siodełkowy poddupnik :-), wszystko przez wkładanie i rozbieranie w obłędzie ortalionów w czasie i po deszczu :-( .

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń