wtorek, 18 sierpnia 2015

Nineth day, 25 lipca 2015 Kinross Gallowhill C&CP - Nydie Carav&Camping Site Strathkinness koło St Andrews

zamek na Loch Leven
Rano ruszamy nad jezioro Loch Leven, żeby popłynąć do zamku, gdzie uwięziona była Maria Stuart, ale
okazuje się, że na najbliższy rejs nie ma już miejsc a na kolejne musielibyśmy długo czekać.

A oczywiście się spieszymy J.

Jedziemy więc ścieżką rowerową w kierunku St Andrews prześcigając podążających w tą samą stronę ,,naszych Holendrów’’

góry i owieczki
Droga wpierw biegnie wzdłuż jeziora, dzięki czemu, mogę zobaczyć obiecywany mi przez ostatnie dni zamek, którego nie zwiedzę, a potem odbija w lewo i tym samym żegnamy się z jeziorem ….ale spodziewam się dotrzeć dziś morze, co sprawia, iż staram się pedałować bez szemrania J

Trasa jest niemal równa, góry widzimy tylko z boku, ale jakoś do nich nie docieramy.

w drodze do ...

Jedziemy za to pięknym lasem z jagodami, a gdy się kończy stajemy na kawę w okropnej drewnianej restauracji, gdzie mimo protestów zostaję posadzona w cieniu.

Kawa może jest dobra, za to ciasto marchewkowe najgorsze jakie udało mi się zjeść w Szkocji.

Polewę lukrową ktoś nadgorliwy posypał wiórkami kokosowymi przez co ciasto zrobiło się tak słodkie, że ledwo udaje mi się je przełknąć.

Żeby zrekompensować mi ten ,,wypoczynek’’ w paskudnym miejscu z okropnym ciastem chłopcy obiecują, że w ten wieczór pozwolą mi wygrać w karty ( gramy od wczoraj w 3,5,8), ale oczywiście wieczorem przekonuję się, że z obietnic nici …

zamek Falkland


Gdy tak ,,wypoczywany’’ widzimy przejeżdżających ,,naszych Holendrów’’, więc znów jesteśmy z tyłu.

Falkland, chłopcy zwiedzają komnaty a ja ... sami widzicie













Gdy ruszamy piękna pogoda odmienia się raptownie i kiedy docieramy do Falkland zaczyna lać.
Chłopcy idą zwiedzać Falkland Palace a ja pilnuję rowerów i próbuję skończyć jedną z przytarganych aż tutaj książek.

zamek Falkland
Wracają ze zwiedzania komnat opowiadając         o damach ubranych w stroje z minionych epok, oprowadzających po kolejnych komnatach 
i o krótkich łóżkach, w których ludzie spali na siedząco, gdyż bali się leżeć, gdyż taką pozycję kojarzono tylko z umarłymi.

Falkland
W Falkland zatrzymali się też ,,nasi Holendrzy’’ wiec prowadzimy, przynajmniej do następnego postoju J, w czasie którego nas wyprzedzają i jakie jest nasze rozczarowanie, że nie ma ich na campingu w Nydie Carav&Camping Site, gdy docieramy tam po południu :-(





w drodze do ... pada








Camping mieści się na górze, na skoszonej łące, na której wydzielone zostały pola do rozbicia się.
Łazienki i ogólny standard są takie sobie, ale właścicielka sympatyczna.

Komórkę i inny sprzęt można podładować płacąc 2 funty za dobowy dostęp do jednego z zamykanych w szafce gniazdek.




Po zakwaterowaniu ruszamy w dół do St. Adrews. 

To jakieś 4 km.



Jakie jest nasze zdziwienie, gdy przed wyjazdem pod łazienkami zauważamy rowery ,,naszych Holendrów‘’ a po chwili ich samych.

Pani zaczyna tłumaczyć, że zgubili drogę i zajechali gdzieś za daleko, ale podobny do św. Mikołaja, wysoki, z białą brodą jej mąż, przerywa te tłumaczenia, mówiąc,  że nie zgubili drogi, tylko wybrali inną drogę, aby tu dotrzeć J.

Jak widać, grunt to optymizm i wiara w siebie :-).

Jedziemy do St Adrews cały czas w dół, niemal zupełnie nie pedałując.

Maleńkie miasto wita nas tłumami ludzi siedzącymi w kafejkach, restauracjach, że ledwo udaje nam się znaleźć miejsce , gdzie możemy usiąść i coś zjeść.
To młodzieżowa, urządzona w stylu portugalskim knajpa, z hamburgerami , frytkami, tortillami i sałatkami.

Fajnie jest J, tak fajnie, że powrót do namiotów , 4 km tylko pod górkę minął niezauważalnie.


W karty gramy cichutko i malutko, bo w namiocie rozbitej obok rodziny dzieci śpią ….

6 komentarzy:

  1. A na plazy w St Andrews byliscie? Jest swietna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że te dwa chłopaki traktowały Cię bez pardonu! Scandal! Nawet w karty nie dali wygrać :)
    Z kempingu do St Andrews może było ze 4km, ale z powrotem (pod górkę) to już z pewnością ponad 10km :)
    A z tą cichością, to przesadzasz chyba, bo tak trzepało namiotem, przepraszam - świetlicą, że mało nie odfrunęła w stronę pięknej plaży. Ten kemping to był wygwizdów w kształcie pochyłego lotniska, gdzie wiatr odbywał jakiś szaleńczy taniec godowy. Brrrrr!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pamiętam wiatr, deszcz i targanie namiotami z następnego popołudnia i wieczoru :-), pierwszy już taki był ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może mi się coś poplątało. Drugiego dnia uciekliśmy za ekrany. Lepiej spytajmy o fakty w naszej "księgowości" :)

      Usuń
    2. "Księgowy" pamięta, że pierwszego dnia udało nam się rozbić namioty tuż przed nadciągającą ciemną chmurą, która zwiastowała oczywiste opady deszczu. Zarówno pierwszego dnia jak i drugiego wiało, ale drugiej nocy bardziej hulał wiatr.

      Usuń